Dwa dni temu zaproponowałam dzieciom zabawę plastikowymi kubkami. Szczerze mówiąc nie przypuszczałam, że będą się bawić aż tak dobrze i tak długo. Cała czwórka była ogromnie zadowolona.
Przez ostatnie kilka miesięcy nazbierało się nam trochę różnych kubków – Z doliczyła się ich ponad 150. Jak tylko dałam je dzieciom, zabawa zaczęła się na całego!
Najpierw K i Z zbudowali konstrukcję wspólnie.
Jak już była gotowa, wpuścili do pokoju Małą M, która z wielką radością zabrała się za burzenie. Trącała rączką stojące na sobie kubki, po czym z uśmiechem i przymrużonymi oczami czekała, aż na nią spadną. Gdy przestawały lecieć, strącała kolejne – aż dała radę wszystkim!
Później K zbudował swoją ścianę.
Burzył ją z równie wielkim entuzjazmem, jak chwilę wcześniej Mała M!
Z zbudowała bunkier.
Był na tyle duży, że mogła się w nim zmieścić.
Nie pozostała w tyle za rodzeństwem i też burzyła swoją budowlę z wielką radością!
K zbudował jeszcze piramidę. Pozwolił ją zniszczyć Małej M.
J też budował swoje konstrukcje, ale nie zdążyłam zrobić im zdjęć, zanim zostały zniszczone. Musiałam się zająć Małą M, a J nie chciał czekać z burzeniem.
Po trzech godzinach zabawy (sic!) poskładaliśmy kubki. Zostawiliśmy tylko kilka mniejszych, bo Mała M nie chciała oddać wszystkich. Później jeszcze przez jakiś czas Z budowała dla niej taką wieżę, a Mała M strącała kubki.
Najlepsze z całej zabawy było BURZENIE postawionych budowli. Dzieci próbowały robić to na różne sposoby. Wyciągały z konstrukcji pojedyncze kubki, dmuchały, strącały ręką, rzucały w nie miękką piłeczką… Nawet poczciwy Krokodyl posłużył jako maczuga do burzenia…
Zabawa była zdecydowanie udana! Dzieci poprosiły nawet, żebym nie wyrzucała kubków (co miałam nadzieję zrobić). Chcą, żebyśmy uzbierali ich jeszcze więcej! W planach mają bowiem budowę kubkowego iglo…